niedziela

 

Jesień nad Menem. Olej na płótnie, J.R.  

 

Jesienna .... ?


Spotkałam ją w parku pośród drzew.

Była samotna, bezbronna, zamglona.

Spojrzenie zgaszone miała, łkała,

deszcz spływał po jej ramionach.


Patrzyła na mnie, jakbyśmy się znały,

jak bliska sąsiadka z tej samej ulicy.

Jak przyjaciółka, co zapomniana

i pełna żalu o pamięć krzyczy.


Spytałam ją, skąd my się znamy.

Czy przedstawione byłyśmy sobie?

Czy przypadkowo nie zapomniałam

o jakiejś ważnej w mym życiu osobie.


Odparła, że znamy się już dość długo

i spotykamy każdej jesieni,

bo kiedy przychodzi jesienna szaruga,

my nasze smutki do niej niesiemy.


Że swoje marzenia splatamy w jedno

pragnienie serca, co w samotności

zapala iskierki nadziei lecz gaśnie.

Nie znając dla duszy litości.


Spytałam, czy może coś na to zaradzić,

i czy potrafi zwyczajnie, po ludzku

wczuć się w te nasze chimery jesienne,

by móc zrozumieć istotę smutku.

 

    - Tak, oczywiście - uradowana

sypnęła liśćmi nad moją głową.

    - Czy widzisz taniec jesieni wokół?

Dołącz do balu, żyj kolorowo.


Mówiła jeszcze o drzewach w parku,

o kolorowych liściach na ścieżce.

O dzikim winie, co całe w czerwieni

cieszy się zawsze na myśl o jesieni.


Mówiła otwarcie, bez cienia fałszu,

po przyjacielsku, taktowna, codzienna.

Spowita cała w miłosnym smutku.

Bo była to nasza ... melancholia jesienna.


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz