Przy ulicy Muzycznej
Przy ulicy Muzycznej
trochę tak nostalgicznej,
jedno serce stanęło stęsknione.
A gdy śpiew usłyszało,
to się z piersi wyrwało
prosto w pana otwarte ramiona.
I tańczyło szalone,
tańcem otumanione,
przy mazurkach Szopena do rana.
Przy ulicy Muzycznej,
gdzie latarnie uliczne
rozświetlają się co dzień
dla pana.
A gdy z okna sfrunęły
nuty, co w sidła wzięły
szczere serce, półsenne marzenia,
to orkiestra muzyczna,
teraz apodyktyczna,
nagle takty zaczęła zmieniać.
I zagrała orkiestra,
ta bezduszna, ta wieczna
tusz dla innej pisany damy.
Przy ulicy Szopena,
co mazurki wciąż zmienia,
nowe serca porywa w tany.
Znowu jest nostalgicznie
przy ulicy Muzycznej,
tylko wróble ćwierkają od rana,
o zbłąkanym przechodniu,
co to w zeszłym tygodniu
nuty zbierał, upuszczone
przez pana.
Wiosenne marzenia. olej na płótnie 70x50 cm. J.R.
Dlaczego nie pozwalasz mi spać
I
Przychodzisz do mojego snu
jak jakiś gostek w każdym calu.
Gdy pytam, czy pozwolenie masz
i co to znaczy, rozsiadasz się i smęcisz,
że nie jesteś dobry wcale.
Czy to prawda jest, czy fałsz
żeś zły, jak w tej kabale?
A mnie złości to, że mówisz, że to jest zło:
ta prawda. I wszystkie jej detale.
Ref: Czy to jawa?
Gdy tylko mi się śnisz,
przebudzić bym się chciała
w twych ramionach.
I tulę się, i głowię się
gdzie tu jest sens,
a gdzie początek jest amora.
Podoba mi się styl i szyk i humor Twój
łobuza-rozrabiaki.
Gdzie głowę skłonię tam
odgłosy słyszę serca Twego;
ten ton nie byle jaki!
II
Przychodzisz do mojego snu
i niewiniątka nie udajesz wcale.
Gdy pytam, czy stęskniłeś się,
to odpowiadasz, że skąd, że nie,
kłamiąc dalej. A ja już nie wiem,
czy to jest jakiś żart,
czy tylko ściemniasz mnie,
że wykorzystać chcesz?
W dodatku w moim własnym śnie.
Ref: Czy to jawa?...
Przychodzisz, kiedy chcesz,
bo sam ustalasz naszej gry reguły zmienne.
Zapraszam cię w pogodne noce,
a nie w te senne.
Przy sobie zawsze wytrych masz i włamiesz się,
boś znawcą przecież jest kobiecych serc.
I tego nie żałujesz wcale,
gdy własnej wersji snu przedstawiasz mi
niuanse i detale.
Ty tam usypiasz
Ty tam usypiasz, ja kładę się do snu,
a usypiając myślę o tobie.
Bo nasze dusze splecione w uścisku,
są zawsze razem przy sobie.
Żądne szeptów są nasze wargi,
tańczą słowa na wietrze w ogrodzie.
Słodko pachną włosy kochane,
zegar ponagla czas na komodzie.
Choć nasze ciała są w oddaleniu,
to serca łączą się skrycie.
Bo w tym pokoju, przy przepierzeniu
Anioł słyszał ich bicie.
Żądne szeptów są nasze wargi...
Ja stąpam leciutko, na gwieździe przysiadam,
a ty przychodzisz na brzeg istnienia,
gdy nasze sny się w jeden wtapiają
rytm czasu wiecznego na ziemi.
Żądne szeptów są nasze wargi...
Ty tam się budzisz, ja tu już nie śpię.
I wstając – myślę o tobie.
Bo nurt naszych myśli, co dziś nam się przyśnił,
kieruje nas zawsze ku sobie.
Żądne szeptów są nasze wargi...
Bal
Był sobie raz przepiękny bal,
co tyle miał uroku.
A na tym balu tyle par
wirowało w muzyki takt
w półmroku.
I był sobie dzień,
trochę smutny i szary,
ostatni w tamtym roku.
Jak niepotrzebny, zbędny gest
zgubił w pośpiechu balu czar,
w tym smutku. W tym półmroku.
Wirowały złote pary
na tym balu, co miał gest
i serca w dłoni.
Poplątały się zamiary
w tamtym tańcu, nie do wiary,
co go czas przegonił.
Był sobie raz przepiękny bal,
co tyle miał uroku.
Ach, po tym balu
zostało jej z loka
trochę złotego brokatu
w oku.
Inni nie mają go też.
Więc się nie przejmuj,
tylko życie za łeb bierz.
Doradcą niech będzie
lekarz wierny - czas.
On przetrwa wszystko
złe i dobre w nas.
Dzień ze skrzydłami
przytrafi ci się.
Dzisiaj czy jutro
spędzi z powiek sen.
I poszybujesz tym dniem
przez inne
sfatygowane i sfilcowane dnie.
Choćbyś z całych sił
szczęścia chciał,człowieku,
nie da szczęścia słona łza,
smutek pod powieką.
Więc śmiej się, śmiej,
choć serce drży i płonie żalem.
Więc śmiej się, śmiej,
bo smutek tym ugasisz czarem.
Więc śmiej się, śmiej,
zabawiaj los, choć wcale nie do śmiechu.
Niech ludzki rój podziwia twój
radosny gest człowieku.
Nie będzie lżej,gdy spłynie łza
a nikt cię nie zrozumie.
Nie będzie mniej goryczy nut
w płaczliwej, słonej strunie.
Więc śmiej się, śmiej,
wyśmiewaj żal,
oczyszczaj duszę z ciosów,
bo tylko tak zamienisz łzy
na perły swego losu.
Inny był świat
Inny był świat,
gdy uczucia twoje kradł.
Koty i ćmy
powiedziały o tym mi.
Opuszcza nas, czar co łączył,
choć już gasł.
Ciebie i mnie los z posagu
odrzeć chce.
smutny, lipcowy deszcz.
I sens też ma
ta noc i mgła.
Kochany jest
śpiący, kulawy pies.
Bez sensu jest
tylko rozpacz zła.
Zabrakło nam, prostych słów,
mądrych gam.
Sowy i sny
podszepnęły o tym mi.
Zmienił się czas.
Jawnie zadrwił sobie z nas.
I ja, i ty,
szukać chcemy własnych dni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz