sobota

Wybrzeże. olej na płótnie, JR.


Wiatr od morza (wersja I)

 

 W nocy zgrywa wirtuoza

ten zimny drań.

Niewdziękiem przecina ciszę,

hucząc niecierpliwie.

Jednym oddechem gładzi,

drugim splątuje grzywy fal.

Huśta się na spienionych

obłokach wody,

a potem, wdzięcząc się,

wywleka muszle na brzeg.

I pieśni, dawno zapomniane

w przestworzach, nuci.

 

Wiatr od morza

nie wróży nic dobrego

zagubionym kutrom dusz.

Liże przypływy i odpływy serc,

i opowiada zmyślone historie

jak legendarny żeglarz,

kłamca i kpiarz.

Wiatr od morza.

 

Uspokaja się i usypia

w pogodny dzień.

Milknie i udaje nieistnienie

albo wycofuje się się do głębinach

jesestwa.

A potem znowu

chciwie pieści bezkres wód,

obiecując morze miłości.

 

Wiatr od morza (wersja II)

 

 W nocy jest wirtuozem. 

Z wdziękiem przecina ciszę,

wyławia perły nadziei 

i marzenia kołysze do snu.

 

Jednym oddechem gładzi, 

drugim utula grzywy fal.

Huśta się na spienionych obłokach żądzy,

a potem z wdzięcznością

wykłada muszle i bursztyny na brzeg.

I pieśni, upragnione, tęskne od serca nuci.

 

Wiatr od morza 

wróży stały ląd

zagubionym kutrom dusz.

Liże przypływy i odpływy serc

i opowiada piękne historie,

jak legendarny żeglarz.

I lew morski, kochanek.

 

Uspokaja się 

i usypia w pogodny dzień.

Milknie i skrywa się 

w głębinach rozkoszy.

Lecz zaraz znowu niewinnie pieści 

bezkres wód

spełniając obietnice 

wiecznej miłości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz